Byliśmy 13 lutego w Teatrze Współczesnym na sztuce Antoniego Czechowa "Sztuka bez tytułu".
Wikipedia (po rosyjsku)
Tekst sztuki (po rosyjsku)
Jest to pierwsza sztuka napisana przez Czechowa w 1878 roku. Nigdy nie była wystawiona za życia autora, pierwsza inscenizacja miała miejsce dopiero w 1923 roku, wiele lat po śmierci Czechowa. Ponieważ zaginęła strona tytułowa, więc sztuka znana jest pod kilkoma tytułami "Sztuka bez tytułu", "Bez ojcowizny" lub po prostu "Płatonow" od nazwiska głównego bohatera.
Trudno określić gatunek sztuki. Czasami to komedia, czasami farsa i błazenada, czasami tragedia.
To bezlitosny obraz rosyjskiej prowincji. Warstwy wyższe pogrążają się w nieróbstwie i rozpuście, ziemianie są głupi i chciwi, służba bezmyślna, Żyd zachłanny i podstępny. Co mają wspólnego to wszechobecne pijaństwo. Młody człowiek (Wengierowicz) z nieodłączną książką w ręku wygłasza frazesy że nic go nie łączy z tym zepsutym światem, ale rychło się okazuje, że jest jego nieodrodną częścią. Mamy nawet lokalnego zbója (Osip), którego jedyną ludzką cechą jest to, że nie są mu obojętne wdzięki niewieście. Jasną postacią wydaje się dziewczęca i naiwna żona Płatonowa, Sasza, ale widownia wybucha śmiechem, gdy nieudolnie usiłuje zrozumieć choć jedno zdanie z książki, mając nadzieję, że w ten sposób zbliży się do poziomu intelektualnego swojego męża. Czechow nie ma litości dla nikogo i nikogo nie oszczędza.
W sztuce nie ma ani jednej postaci, który by wzbudzała szacunek. Wspominający stare dobre czasy ziemianin Głagoliew po doznaniu zawodu miłosnego ucieka do Paryża, ale to nie jest Paryż artystów, filozofów czy rewolucjonistów pragnących ruszyć z posad bryłę świata, To "Paryż" uciech i hulanek. Miejscowa piękność i znakomitość, wdowa po generale, Wojnicewowa bawi się uczuciem Głagoliewa, ale tylko dlatego, że ma nadzieję, że ten po wykupie jej zadłużonego majątku uchroni ją przed wierzycielami. Gdy ten plany legną w gruzach jakoś nie możemy z siebie wykrzesać żadnego współczucia czy zrozumienia. Wiecznie pijany pułkownik w stanie spoczynku Trylecki wykrzykuje, że gdyby jeszcze odsłużył trzy lata, to by został generałem. W sztuce wspominany jest prawdziwy generał, ale nie z powodu wojennej chwały, ale dlatego że zostawił wdowę i syna z długami przewyższającymi wartość majątku. Wojenną przeszłość (Sewastopol) przypomina tylko stary woźny sądowy, ale wyraźnie wojenna przeszłość nie wystarcza na środki do życia i musi sobie dorabiać napiwkami za dostarczanie listów. Ziemianin Pietrin namawia swojego przyjaciela Głagoliewa do poślubienia generałowej, ale nie kieruje nim sympatia, a nadzieja, że ten po ożenku wykupi jego weksle.
Głównym bohaterem jest tutaj Płatonow, wiejski nauczyciel. Płatonow za młodych czasów był Byronem i Hamletem, ale stał się małomiasteczkowym Don Juanem. Z dawnych planów zdobywania świata zostało zdobywanie serc prowincjonalnych piękności. Gdy dowiaduje się o rzekomej śmierci swojej żony wykrzykuje "a ja ją wskrzeszę". Coś jak Don Giovanii z opery Mozarta zuchwale rzucający wyzwanie niebiosom. Ale u Mozarta ziemia się rozstępuje, pojawiają się upiory z czeluści, Don Giovanni prawdziwie poruszył niebo i ziemię. Tutaj nawet nie wiemy, czy Płatonow naprawdę poczuł w sobie moc, czy coś wykrzyknął w pijanym majaczeniu. Zaświaty pozostały obojętne. Czasami coś mu jeszcze zostaje z dawnego zapału, wykrzykuje "zacznij pracować", "skończ studia", "zajmij się swoimi pacjentami", ale nie widzimy, żeby sam korzystał ze swoich rad.
Czechow nie oszczędza także swoich bohaterek. W "Don Giovannim" Mozarta tytułowy niegodziwiec depcze i łamie serca swoich ofiar, ale one same pozostają piękne i szlachetne ze swoimi zawiedzionymi uczuciami. U Czechowa Sonia, z którą kiedyś Płatonowa łączyło gorące uczucie zamyka się wyniośle w wieży. Ale gdy ku jej zdziwieniu rycerz nie przystępuje do szturmu, to sama schodzi i wciąga "rycerza" na górę. Generałowa Wojnicewa niemal na siłę wprasza się do Płatonowa, ale nie kieruje nią żadne uczucie. Chce po prostu wypróbować na nim siłę swoich wdzięków, tym bardziej, że czuje już upływ mijającego czasu.
Przedstawienie jest prowadzone bardzo żywo i sprawnie. Trwa blisko cztery godziny (łącznie z przerwami), ale widzów ani na moment nie ogarnia znużenie. Słucha i ogląda się doskonale. Scenografia doskonale wpasowywuje się w nastrój sztuki. Mamy to niby salon w pańskim domu, który po kilku drobnych zmianach zamienia się w mało efektowne podwórze szkoły i nędzne mieszkanie wiejskiego nauczyciela, po czym znowu wracamy do salonu czy gabinetu. Nawet w drugim akcie, w scenie snu Płatonowa, gdy nachodzą go adoratorki, w dalszym ciągu mamy ten sam prowincjonalny salon. Bohaterowie są tak zanurzeni w swoim świecie, że nawet we śnie nie są w stanie wyczarować piękniejszej rzeczywistości.
Bardzo dobrym zamysłem jest sam początek, przyjęcie w domu generałowej. Gości siadają na krzesłach zwróceni twarzą do widowni, a nie do siebie. W zasadzie nie muszą na siebie patrzeć ani nawet siebie słyszeć, po prostu znają siebie doskonale od lat i wiedzą, że niczego nowego nie usłyszą. Tylko widzowie mogą być tymi kwestiami jeszcze zainteresowania, ale wiemy, że następnego zaproszenia na to przyjęcie byśmy nie przyjęli.
Podobał się także zamysł trzykrotnego powtórzenia końcowej sceny śmierci Płatonowa. W widowiskach sportowych często powtarza się pewne fragmenty aby widzowie dokładnie obejrzeli i zapamiętali kluczowe momenty gry. Tutaj realizator powtarza, aby narzucić widzom znaczenie: "umarł Płatonow i to jest bardzo ważne". Inaczej byśmy tego nie zauważyli, czy naprawdę coś się stało, czy to tylko kolejna błazenada. Płatonow wcześniej przyłożył sobie pistolet do skroni i łkał "ja chcę żyć". Spektakl się kończy, ale przecież nie dlatego, że jakieś wątki czy dylematy znalazły swoje rozwiązanie. Doskonale wiemy, co będzie dalej, bohaterowie (pomniejszeni o jedną osobę) będą dalej prowadzić swoje życie w ten sam sposób, ale widzów już to nie interesuje.
Bardzo dobrze, że reżyserka (Agnieszka Glińska) nie próbowała na siłę uwspółcześniać sztuki. Czechow jednak dużo traci, gdy go się wyciąga z XIX-wiecznej Rosji i przenosi do innego kontekstu. Pomimo tego nie jest to przecież tylko scenka rodzajowa sprzed 150 lat. Dylematy, rozterki i emocje bohaterów są nam bliskie i całkowicie zrozumiałe.
Aktorzy bardzo dobrze i równo wykonywali swoje role, w zasadzie trudno wskazać jakieś słabe punkty. Oczywiście centralną postacią był Borys Szyc jako Płatonow, zebrał na koniec zasłużone i obfite oklaski. Mnie jednak czegoś zabrakło w tej roli. W miarę rozwoju akcji Płatonow coraz bardziej się stacza, jest coraz bardziej pijany, rozmamłany, niechlujny i cyniczny w stosunku do swoich adoratorek, trudno zrozumieć, dlaczego jednak ich uczucia pozostają niezmienne. Dobrze byłoby przydać tej postaci choćby cień wdzięku czy uroku, tak abyśmy owego dawnego Płatonowa mogli dojrzeć nie tylko siłą swojej wyobraźni.
Doskonałą rolę stworzyła także Monika Krzywkowska jako generałowa Wojnicewa. Z jednej strony jako osoba z życiowym doświadczeniem trochę matkuje otaczającej jej młodzieży, a z drugiej strony także jeszcze czegoś od życia oczekuje i tym jasnym punktem ma być sam Płatonow.
W drugoplanowych rolach widzimy przedstawicieli "starej gwardii" aktorskiej jak Krzysztof Kowalewski, Damian Damięcki, Piotr Garlicki czy Janusz Michałowski.
Bardzo nam się podobało przedstawienie, zdecydowanie polecamy i zachęcamy.
Blog do projektu Open Source JavaHotel
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz