14 kwietnia 2014 roku byliśmy na przedstawieniu orkiestrowym opery Christopha Willibalda Glucka "Ifigenia na Taurydzie" (po kliknięciu na "poniedziałek, 14 kwietnia" rozwinie się skład wykonawców), podobało nam się bardzo.
Więcej informacji na temat samego wykonania od strony realizacyjnej można znaleźć w tym wywiadzie.
Gluck był postacią na styku epok, odchodzącego się w przeszłość stylu włoskiego i nowego nurtu opery klasycznej. Bezpośrednim następcą Gluck był sam Mozart, aczkolwiek tylko jedna z jego oper, Idomeneo, nawiązuje stylistycznie bezpośrednio do twórczości Glucka. Zostawił po sobie bardzo bogaty dorobek, chociaż tylko kilka jego oper weszło na stałe do współczesnego repertuaru. "Ifigenia na Taurydzie" to jedno z ostatnich a zarazem najchętniej wykonywanych jego dzieł.
Nie ma przesady w entuzjastycznej recenzji zawartej po tym linkiem, do Warszawy zawitał naprawdę wielki świat operowy z najwyższej półki. Rewelacyjnie śpiewała Helena Juntunen, uzupełniająca wspaniały głos ekspresją o charakterze aktorskim. Ifigenia to postać skomplikowana, miotana gwałtownymi emocjami od smutku, zgrozy i przerażenia do radości, od klęski do zwycięstwa i uniesienia. Oddanie tych emocji wymaga użycia środków nie tylko o charakterze wokalnym i solistka doskonale się w tej roli sprawdziła.
Fenomenalnie śpiewał tenor Eric Barry jako Pylades oraz baryton David Pershall jako Orestes. Dla solistów doskonałym uzupełnieniem był dobrze śpiewający chór i oraz świetnie grająca orkiestra.
Trudno znaleźć jakieś słaby punktu tego przedstawienia, oby muzyki na tym poziomie było w Warszawie jak najwięcej.
Jedynym problemem była sama formuła przedstawienia, było to wykonanie orkiestrowe, a nie sceniczne, rozumienie fabuły jest bardzo istotne dla właściwego odbioru muzyki. Część widzów (łączenia ze mną) ratowała się śledzeniem libretta bezpośrednio z wydrukowanego programu.
Aż dziwne, że tak dobre przedstawienie nie wypełniło w całości widowni. Może przyczyną jest - w co trudno uwierzyć - że było to dopiero drugie w historii przedstawienie tego dzieła na polskich scenach i część potencjalnych widzów odebrała tę propozycję jako przypomnienie dzieła z archiwum muzycznego, a nie dzieła z bieżącego nurtu wykonawczego.
Bardzo nam się także podobało przedstawienie (16 kwietnia 2014) dwóch "Stabat Mater", Vivaldiego i Pergolesego w surowych wnętrzach warszawskiego kościoła parafialnego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. To była duża odwaga powierzyć młodemu kontratenorowi Janowi Jakubowi Monowidowi solowych partii altowych w obu Stabat, ale wykonawca sprawdził się w tej roli bardzo dobrze. Przedstawienie zostało zrealizowane przy użyciu skromnych środków, ale muzyka i wykonanie zabrzmiały doskonale. To bardzo popularne i chętnie nagrywane dzieła, ale nic nie zastąpi wykonania na żywo, w kościelnym wnętrzu i w bardzo dobrym wykonaniu.
Blog do projektu Open Source JavaHotel
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz