Zacytuję fragment z tej drugiej recenzji:
Widzowie znający utwór słabo – Francuzi, którzy go dotąd nie widzieli, albo Polacy z rzadka bywający w operze – skłonni byli tej inscenizacji bronić.Jestem skłonny bronić tej inscenizacji, aczkolwiek z przyczyn innych niż to zakłada autor recenzji.
Gdyż o czym opowiada nam libretto opery (autorstwa Iwaszkiewicza) ? Na dwór mądrego króla Rogera, spędzającego wieczór w towarzystwie uroczej żony Roksany (równolegle odprawiana jest liturgia religijna) przybywa tajemniczy Pasterz, szukający zbłąkanych stad w imieniu nieznanego boga. W zetknięciu z Pasterzem, cały ten uporządkowany i zorganizowany świat świecki i religijny rozpada się w gruzy porywając także Rogerowi ukochaną Roksanę.
Pod to libretto można podkładać czy doszukiwać się dowolnych znaczeń, można także tego nie robić. I wyraźnie tą drugą drogą poszedł Warlikowski. Nie próbuje nam opowiadać jakiejś historii czy sugerować, że kryją się pod tym głębokie i ponadczasowe treści. Na scenie widzimy absurdalny i nierzeczywisty świat, przypominający atmosferą dawne filmy science-fiction. Chociaż końcowa scena, gdzie Pasterz ma założoną głowę Myszki Miki, zaś tłum oddaje cześć słońcu wyobrażonemu w postaci neonu przypominającego wejście do baru sugeruje, że owym nowym bogiem, do którego prowadzi Pasterz są nasze współczesne bożki kultury masowej.
Można próbować to zrozumieć, ale wtedy ryzykujemy porażkę niczym tytułowy król Roger usiłujący zrozumieć, co się wokół niego dzieje.Oczywiście, tego typu inscenizacja odniesiona do np. opery Mozarta pewnie by raziła tanim efekciarstwem.
Głównym zarzutem jaki można postawić tej inscenizacji, jak zauważył we wprowadzeniu Zygmunt Krauze, jest to, że tutaj gubi się niestety piękna i oryginalna muzyka Szymanowskiego. Zamiast słuchać muzyki śledzimy na scenie kolejne pomysły inscenizatorskie.
Ogromnym atutem przedstawienie jest także doskonałe wykonawstwo: Mariusz Kwiecień, Olga Pasiecznik oraz Eric Cutler (jako Pasterz). Chociaż też można odnieść wrażenie, że czasami ekspresja o charakterze aktorskim przytłacza stronę muzyczną.
Część osób zgromadzonych w namiocie, gdzie odbyła się projekcja, była zniecierpliwiona długim wprowadzeniem w muzykę Szymanowskiego Zygmunta Krauze i Krzysztofa Baculewskiego. My jednak słuchaliśmy z zainteresowaniem, obaj rozmówcy doskonale znali temat, zaś Szymanowski - chociaż "pierwszy po Chopinie" - to ciągle człowiek i kompozytor mało znany, także w Polsce.
Uderzała także wysoka frekwencja, namiot na kilkaset osób był prawie pełny, i to pomimo tego, że muzyka Szymanowskiego nie jest łatwa w odbiorze, wymaga pewnego przygotowania od słuchacza. Dzieło Szymanowskiego zostawia dużo swobody wykonawcom, na pewno jest dużo pola do popisu dla innych inscenizatorów i na pewno znajdą się widzowie i słuchacze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz