Byliśmy na koncercie 3 lipca 2010 roku w ramach 3 Praskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej, podobało nam się bardzo.
Suity wiolonczelowe Bacha przez długi czas uważane były za dziwactwo, w książce Alberta Schweitzera (wydanej w 1908 roku) niewiele o nich znajdziemy. Ale w książce Ernesta Zavarskiego (1971) zajmują poczesne miejsce.
Jest to muzyka bardzo wymagająca, i dla wykonawcy, i dla słuchacza. Wymaga dużego skupienia, w przeciwnym czasie łatwo zgubić wątek i melodia rozbija się na pozornie chaotycznie ciągi dźwięków. Andrzej Bauer jest cenionym wiolonczelistą i miałem okazję pierwszy raz na żywo wysłuchać Suity nr 5 w znakomitym wykonaniu.
Drugą część koncertu wypełniły utwory organowe bardziej współczesnych kompozytorów wykonywane przez Bartosza Jakubczaka. Jest to muzyka o zupełnie odmiennej estetyce niż muzyka Bacha. Potężne dźwięki improwizacji Charles Tournemire całkowicie wypełniły ogromne wnętrze katedry warszawsko-praskiej. Dwa utwory Marian Sawy były bardziej wyciszone, ale słuchało się także z przyjemnością.
Byliśmy także na następnym koncercie 4 lipca 2010 w ramach tego samego festiwalu, ale wyszliśmy z mieszanymi uczuciami.
Z kilku koncertów na trąbkę Telemanna zachował się jeden, tutaj wysłuchaliśmy tego utworu w wykonaniu trębacza Dmitry Makarevicha i kwartetu Con Forza. Zbiegiem okoliczności ten sam koncert Telemanna kilka dni wcześniej mogłem wysłuchać na BBC 3 i na pewno melodyjna pierwsza część i bardzo dynamiczna druga utrwaliła mi się w pamięci. Telemann był bardzo płodnym kompozytorem, część jego twórczości jest wykonywana chętniej, część popadła w zapomnienie, ale koncert na trąbkę na pewno należy do tej pierwszej części.
Następnie wysłuchaliśmy fragmentów Stabat Mater Boccheriniego, solową partię wykonywała Justyna Stępień. Jest zadziwiające, że chociaż Boccherini był prawie współczesny Mozartowi, to przecież jest to muzyka w całkowicie odmiennym stylu. Można sobie w ten sposób uświadomić jak Mozart był głęboko związany z tradycją środowiska, z którego się wywodził.
Na koniec miało miejsce wykonanie Kantaty nr 51 Bacha i tutaj doznaliśmy rozczarowania. Według Alberta Schweitzera jest to "wspaniały utwór koloraturowy na sopran i trąbkę, pełen porywającego życia", ale niczego takiego nie dało się usłyszeć. Na dodatek siedzieliśmy po tej stronie, gdzie grał trębacz i gdy włączała się trąbka, to zupełnie nie słyszeliśmy solistki. Kwartet Con Forza bardzo dobrze się odnajdywał w subtelnej i delikatnej muzyce Boccheriniego, ale kantata Bacha wymaga bardziej dynamicznego i energicznego grania. Końcowe, radosne "Alleluja" powinno słuchaczy wręcz podrywać na nogi. Czegoś tutaj zabrakło, może za mało prób, lepszego przemyślenia koncepcji wykonawczej czy po prostu muzycy porwali się na repertuar, w którym się nie czują najlepiej. A wielka szkoda, gdyż to rzadka okazja wysłuchać na żywo kantatę Bacha w Warszawie, może następnym razem będzie lepiej.
Blog do projektu Open Source JavaHotel
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz