Blog do projektu Open Source JavaHotel

niedziela, 14 grudnia 2014

Byliśmy na koncercie

22 listopada 2014 roku byliśmy na przedstawieniu opery Richarda Straussa "Ariadna na Naksos" w Filharmonii Narodowej, występ podobał się bardzo, chociaż nie wszystkim byliśmy zachwyceni.
"Ariadna na Naksos" to jedna z tych oper, za którą tak bardzo lubimy Richarda Straussa. W Polsce rzadko wystawiana, na scenie Filharmonii po raz pierwszy. Przyczyną są najprawdopodobniej trudności realizacyjne, wymaga zaangażowania aż 17 solistów i niezbyt licznej, ale za to lubiącej wyzwania orkiestry, zdolnej sprostać skomplikowanej partyturze. Na szczęście w Warszawie w zupełności się to udało, i to nawet w całości krajowymi siłami z pomocą tylko czterech śpiewaków z importu. Szczególnie się podobała Anna Simińska w roli żywiołowej Zerbinetty, po brawurowym wykonaniu niezwykle efektownej arii "Großmächtige Prinzessin" artystka zebrała długie i zasłużone oklaski. Znakomicie także śpiewała Meagan Miller jako Primadonna. Potężny głos tenora Andreasa Schagera zdawał się rozsadzać salę Filharmonii, jakby artysta zapomniał, że nie śpiewa roli boga wojny Marsa czy władcy piorunów Jowisza, a boga winorośli Bachusa.
Wadą była niestety sama forma przedstawienia, gdyż było to przedstawienie koncertowe, bez akcji scenicznej. Brak scenicznego ruchu nadrabiał ekran na którym był wyświetlany polski przekład. Ale pomimo tego prolog, którego znaczną część wypełniają monologi i recytatywy zwyczajnie nużył. W drugim akcie znacznie lepiej było nawet zrezygnować z śledzenia napisów, a po prostu wsłuchać się w muzykę, która jest wspaniała i niezwykła.
Akcja opery jest statyczna, są tutaj dwa akty i na scenie nie musi się wiele dziać. Jednak zgubił się sam zamysł opery, która jest przecież zestawieniem kontrastów. Przeszłości i teraźniejszości (prolog i opera), świata rzeczywistego i mitycznego, wzniosłości i trywialności (Kompozytor i Baletmistrz), tragedii i komedii. Sztuki przez duże S, ale pozbawionej pieniędzy kontra duże pieniądze szukające sztuki przez małe s czy nawet śmiesznych sztuczek.
Muzyka Straussa, zwłaszcza w tak znakomitym wykonaniu, na szczęście zawsze brzmi i zachwyca tak samo, jednak brak scenicznej inscenizacji wyraźnie ubożył odbiór tego dzieła. Trzeba mieć nadzieję, że to wystawienie nie zakończy kariery "Ariadny na Naksos" na warszawskich scenach i będziemy mieć okazję poznać dzieło Straussa w kompletnej formie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz